Szczątki Tu-154M, fot. Wikimedia Commons
Szczątki Tu-154M, fot. Wikimedia Commons

Brytyjskie laboratorium zbada szczątki Tu-154M

Redakcja Redakcja Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Polski rząd zamówił w funkcjonującym przy brytyjskim Ministerstwie Obrony laboratorium badanie na obecność materiałów wybuchowych w szczątkach Tu-154M, który rozbił się w 2010 roku w Smoleńsku.

FEL podpisał umowę z polskim rządem

Komercyjna, płatna umowa w tej sprawie została podpisana w grudniu ubiegłego roku. "Nasze wsparcie jest rutynowe i czysto naukowe, bo FEL jest uznane na całym świecie jako centrum niezależnej analizy śledczej materiałów wybuchowych" - napisano w komunikacie Forensic Explosives Laboratory. Jednocześnie zaznaczono, że eksperci "nie wydadzą żadnego komentarza na temat przyczyn katastrofy, opinii lub interpretacji wyników badania".

Historia śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej

Śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej przez 6 lat prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła ona zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. specpułku lotnictwa transportowego, który zajmował się przewozem najważniejszych osób w państwie. Wiosną 2016 roku, po reformie prokuratury, której częścią była likwidacja prokuratury wojskowej, śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa.

Sprawa badania próbek z wraku

Na zlecenie prokuratury wojskowej opinię dotyczącą kwestii ewentualnych pozostałości materiałów wybuchowych sporządzili biegli z Zakładu Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Przesłali oni dokument prokuraturze wojskowej w grudniu 2013 r., a na początku 2014 r. uzupełnili go odpowiedziami na dodatkowe pytania śledczych.

Biegli nie znaleźli śladów po wybuchu. "W konkluzji opinii fizykochemicznej biegli z CLKP ustalili m.in., iż w poddanych analizie próbkach pobranych podczas sekcji ekshumowanych zwłok oraz z powierzchni wytypowanych miejsc i elementów szczątków samolotu nie ujawniono śladów pozostałości materiałów wybuchowych oraz substancji będących produktami ich degradacji" - ogłosiła wówczas prokuratura.

Sprawa badania próbek z wraku stała się głośna, gdy w październiku 2012 r. "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy jesienią 2012 r. na wraku samolotu znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa wielokrotnie wskazywała, że wyświetlenie się napisu TNT na detektorze używanym przez ekspertów podczas pobierania próbek z wraku nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem obecności trotylu.

Raport komisji Millera

Badanie katastrofy smoleńskiej w Polsce przeprowadziła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 roku raporcie komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy samolotu było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.

Ustalenia komisji Millera kwestionował obecny szef MON Antoni Macierewicz i kierowany przez niego zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej złożony z posłów i senatorów PiS. Ostatni, opublikowany w kwietniu 2015 roku raport zespołu zawierał tezę, że prawdopodobną przyczyną katastrofy była seria wybuchów m.in. na lewym skrzydle, w kadłubie i prezydenckiej salonce. W lutym 2016 r. szef MON powołał podkomisję do ponownego zbadania katastrofy.

źródło: PAP

ja

Zobacz także:

Macierewicz: Odkłamiemy historię i ujawnimy nowe dowody ws. Smoleńska

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.







Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka