Restauracja "Sowa i przyjaciele" miejsce afery podsłuchowej. fot. wikimedia
Restauracja "Sowa i przyjaciele" miejsce afery podsłuchowej. fot. wikimedia

"Newsweek": Ukręcone śledztwo ws. afery podsłuchowej

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 80

Tygodnik "Newsweek" dotarł do poufnego raportu na temat śledztwa prokuratury ws. afery podsłuchowej. Redakcja nie podała, kto jest autorem dokumentu z tezą, że działania śledczych ukręcono, by nie wykryć politycznych sprawców nielegalnego zakładania podsłuchów, czyli polityków PiS.

Afera podsluchowa

- Ten materiał to sensacja - zapowiadał Tomasz Lis w niedzielę na Twitterze. Według Aleksandry Pawlickiej, afera podsłuchowa wybuchła na skutek sojuszu dziennikarzy ze środowiskiem służb specjalnych, sprzyjających PiS. A prokuratura zlekceważyła ten wątek, uznając, że kelnerzy i zleceniodawcy nielegalnych nagrań kierowali się wyłącznie aspektem biznesowym.

Dowody? W tekście ich brakuje. Podobnie nie ma wzmianki o tym, kto jest autorem "poufnej analizy", która w zeszłym tygodniu trafiła na biurka prokuratora generalnego i szefa ABW. Wiele wskazuje na to, że dokument wytworzono w jednej ze znanych kancelarii prawniczych, która ma dostęp zarówno do jawnych jak i tajnych materiałów śledztwa. W południe Roman Giertych przyznał na Facebooku, że jest autorem źródła, na które powołał się "Newsweek".

Raport prokuratury

W raporcie postawiono np. pytanie, iż jeśli ujawniono tylko nagrania z rozmów polityków, to dlaczego śledczy podtrzymują tezę o komercyjnej motywacji grupy oskarżonych. Prokuratora nie sprawdziła również - według redakcji "Newsweeka" - czy zleceniodawcy podsłuchów wykorzystywali uzyskaną wiedzę, szantażując nagrane osoby.

Raport dla prokuratora generalnego i szefa ABW wskazuje na wiedzę współpracowników Mariusza Kamińskiego - byłego szefa CBA - o aferze na kilka tygodni przed pierwszymi publikacjami w tygodniku "Wprost". Łącznikiem między ABW a Markiem Falentą, oskarżonym o nakłanianie do nielegalnego podsłuchiwania w warszawskich restauracjach i opłacania kelnerów, miałby być Martin Bożek. To b. funkcjonariusz CBA z Wrocławia, który uczestniczył w akcji wręczenia kontrolowanej łapówki Andrzejowi Lepperowi w zamian za odrolnienie ziemi na Mazurach w 2007 r., co doprowadziło do afery gruntowej. Bożek - według "Newsweeka" - miał kontaktować się z Markiem Falentą przed wybuchem politycznego skandalu, stąd wiedzę o podsłuchach mogli zdobyć politycy PiS, podaje tygodnik. Autorzy poufnego raportu chcą wiedzieć, czy Mariusz Kamiński instuował Bożka co do spotkań z Falentą.

Innym wytkniętym zaniedbaniem prokuratury było nie zakwalifikowanie inspiratorów i wykonawców nielegalnych narań jako zorganizowanej grupy przestępczej. O to wnosili Radosław Sikorski czy Jan V. Rostowski. - Ktoś zleca, ktoś płaci, ktoś przekazuje nielegalne nagrania mediom, ktoś je publikuje, ktoś to wszystko koordynuje i nikt nawet nie bierze pod uwagę hipotezy, że może w tym przypadku chodzi o działanie zorganizowanej grupy przestępczej - komentuje w "Newsweeku" były szef MSZ i marszałek Sejmu.

Dziennikarze tropem dla prokuratury i ABW

Dziennikarze, publikujący taśmy z warszawskich restauracji, to kolejny trop autorów dokumentu dla prokuratury generalnej i ABW. Cezary Gmyz pisał o aferze hazardowej w "Rzeczpospolitej" w 2009 r., a w efekcie publikacji wyrzucono z partii Zbigniewa Chlebowskiego czy Mirosława Drzewieckiego. Zdaniem Pawlickiej, to nie przypadek, że dziennikarz "Do Rzeczy" ujawnia kolejne nagrania, tym bardziej, że lobbing przy ustawie hazardowej rozpracowywał Martin Bożek.

"Newsweek" sugeruje również, że brak pisemnego uzasadnienia wyroku ws. byłego szefa CBA (został skazany na 3 lata więzienia) aż do końca września może świadczyć o tym, że jego przypadek przeciągnie się - wraz z apelacją - do czasu po wyborach parlamentarnych. A sam wyrok - jak wynika z analizy, do której dotarł tygodnik - miał być motywacją dla Mariusza Kamińskiego do obalenia rządu Donalda Tuska.

Szantażowanie Piesiewicza

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadziła również śledztwo, dotyczące szantażowania znanego senatora i prawnika, Krzysztofa Piesiewicza. Umorzenie sprawy i wszczęcie nowej, w której badano, czy polityk zażywał narkotyki w trakcie nagranego spotkania z prostytutkami, to kolejny powód, dla którego nie można było powierzyć śledztwa ws. afery podsłuchowej tym prokuratorom - stwierdzają autorzy poufnej analizy.

- W tekście Newsweeka nie znalazłem informacji, kto jest autorem owego poufnego dokumentu udowadniajacego, że za podsłuchami stał PiS. Ciekawe czemu - zastanawiał się Michał Szułdrzyński w swoim wpisie na Twitterze.

- Ciekawe dlaczego w tekscie Newsweek Polska wypowiadaja sie tylko Sienkiewicz, Rostowski i Radek Sikorski. Czyżby ghost-writerem był Romek G.? - pytał z kolei Piotr Nisztor.

Śledztwo podsłuchowe

Postawione pytania były trafne. - Dzisiaj "Newsweek" opublikował obszerne fragmenty z raportu zespołu adwokatów mojej kancelarii skierowanego do Prokuratora Generalnego, który stanowi część uzasadnienia wniosku o odebranie sprawy śledztwa podsłuchowego dotychczasowym prokuratorom. Raport ten oparty jest na materiałach jawnych śledztwa podsłuchowego, ale jego napisanie nie byłoby możliwe bez szczegółowej analizy ściśle tajnej części akt, które naprowadziły nas na dowody znajdujące się w aktach jawnych. Praca nad dowodami w tej sprawie trwała od końca lipca, czyli od momentu w którym prokuratura dopuściła nas do akt sprawy. Uważam, że fakt utajnienia większości kluczowych dowodów w tej sprawie jest jednym z największych skandali politycznych ostatnich lat - napisał Roman Giertych w oświadczeniu.

Źródło: Newsweek.

Zobacz też:

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka