Niepotrzebny wydatek czy ważny element demokracji? Spór o referendum

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 50

Za miesiąc, 6 września, odbędzie się ogólnokrajowe referendum w sprawach: wprowadzenia JOW, finansowania partii z budżetu i rozwiązywania wątpliwości na korzyść podatnika. Jakie są argumenty zwolenników i przeciwników referendum?

Bronisław Komorowski zapowiedział referendum niespodziewanie po przegranej I turze wyborów prezydenckich. Koszt przeprowadzenia głosowania wyniesie około 100 mln zł.

Referendum budzi wątpliwości - ze względu na zasadność pytań oraz prawne; zdaniem części konstytucjonalistów wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych i pytanie referendalne w tej sprawie są sprzeczne z konstytucją. W lipcu Sejm przyjął nowelizację ordynacji podatkowej, która rozwiązuje kwestię zawartą w jednym z pytań - niedające się usunąć wątpliwości co do treści przepisów prawa podatkowego rozstrzyga się odtąd na korzyść podatnika.

Na referendalnej karcie znajdziemy trzy pytania:

  1. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?
  2. Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?
  3. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?

Kukiz za JOW-ami

Gorącym zwolennikiem referendum jest Paweł Kukiz. JOW-y były jego głównym postulatem w kampanii przed wyborami prezydenckimi. „Referendum, które nas czeka 06 września 2015 roku jest ogromną szansą na zmianę ustroju. Jeśli weźmie w nim udział ponad połowa uprawnionych do głosowania to wynik referendum będzie dla władz obowiązujący. To znów oznacza, że Sejm będzie musiał uchwalić nową ordynację wyborczą uwzględniającą JOW-y” – napisał muzyk na swoim profilu na Facebooku.

PiS: niepotrzebny wydatek

PiS uważa zarządzenie referendum przez Bronisława Komorowskiego za pochopną decyzję i nieprzemyślany wydatek, a samo referendum powinna poprzedzić ogólnonarodowa dyskusja. W lipcu kandydatka partii na premiera Beata Szydło zaproponowała dopisanie do niego trzech pytań (dotyczących obowiązku szkolnego dla 6-latków, zakazu prywatyzacji lasów państwowych i powrotu do niższego wieku emerytalnego), prezydent ten pomysł jednak odrzucił, kwitując słowami: „Dopisać można się do wycieczki albo pamiętnika”.

Duda nie odwoła referendum

W ostatnich tygodniach pojawiły się spekulacje, jakoby prezydent Andrzej Duda chciał odwołać wrześniowe głosowanie. Jednak prezydent Duda zapowiedział już, że weźmie udział w referendum. „Referendum jest tym elementem demokracji bezpośredniej, który jest bardzo ważny, a który w ostatnich latach był bardzo lekceważony i skoro apelowałem o to, że ta postawa władz - zarówno ze strony rządu jak i prezydenta w stosunku do referendów i wniosków obywatelskich musi się zmienić, to trudno byłoby, żebym teraz powiedział: nie, nie pójdę na referendum. To byłby absurd. Oczywiście, że na nie pójdę” – powiedział w TVP Kraków. 

Według Dudy, JOW-y nie są lekarstwem, które odmienią polską scenę polityczną, natomiast zmiana systemu wyborczego jest warta przedyskutowania. Prezydent Duda jest zwolennikiem finansowania partii z budżetu państwa. „To powoduje, że sytuacja jest czysta, że partie mają fundusze na swoją działalność i nie muszą w związku z tym ubiegać się o pieniądze chociażby od biznesu, a pamiętajmy, że życie jest takie, że nikt za darmo pieniędzy nie daje, więc jeżeli dajemy pieniądze, mamy potem określone oczekiwania” – tłumaczył. 

Miller przeciwko JOW-om

Zdecydowanym przeciwnikiem referendum jest szef SLD Leszek Miller. Sojusz wzywa do bojkotu głosowania 6 września: „Nic pożytecznego z tego nie będzie. 100 mln zł można wydać o wiele lepiej, bardziej racjonalnie” – uważa szef lewicy, który podkreślał, że pomysł referendum został podyktowany fatalną kampanią wyborczą Bronisława Komorowskiego. 

Prasa podzielona

Wśród publicystów opinie w sprawie referendum są podzielone i podział ten przebiega często w poprzek sympatii politycznych. „Osobiście mam nadzieję, że większość narodu nie pójdzie 6 września do urn. Sam tak zrobię i zbojkotuję idiotyczny pomysł spanikowanego Bronisława Komorowskiego. Wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w Polsce przyniosłoby bowiem same straty” – pisze Piotr Gursztyn w najnowszym tygodniku „Do Rzeczy”. 

Zdaniem publicysty, zmiana ordynacji wyborczej nie przyniesie pozytywnych zmian, bowiem Wielką Brytanii czy USA charakteryzuje wysoka kultura polityczna, której w Polsce brakuje: „Zaryzykuję tezę, że Anglosasi osiągnęli sukces mimo JOW, a nie dzięki nim. Oprócz nich mają skomplikowany system zabezpieczeń społeczno-politycznych, który umownie możemy nazwać wysoką kulturą polityczną. A my jej nie mamy i trzeba wielu lat, aby się wykształciła. JOW zaś w tym nie pomogą, a raczej zaszkodzą” – pisze dziennikarz. I wskazuje, że zmiana systemu proporcjonalnego i tak nie zniesie krytykowanej przez Kukiza „partiokracji”, bo chociażby w Stanach Zjednoczonych partie mają swoich „whipów”, czuwających nad dyscypliną partyjną. Ostrzega również, że JOW-y sprzyjają korupcji: „Po prostu jest tak, że wójtowie i burmistrzowie korumpują swoich jednomandatowych radnych”.

Zdecydowanym zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych jest Rafał Ziemkiewicz, który jeszcze w majowej kampanii wyborczej wskazywał na ułomności systemu proporcjonalnego: „Ordynacja, jaką mamy w tej chwili, tworzy pańszczyźnianą więź pomiędzy posłem a jego wojewódzkim "baronem" i samym prezesem. Los tego posła zależy całkowicie od kaprysu tej dwójki, od tego, czy baron i prezes zechcą go umieścić na liście, czy nie zechcą” – pisał w felietonie w serwisie interia.pl. Jego zdaniem, „gdybyśmy mieli JOW, nie byłoby ani PO, ani PSL, ani PiS - żadnej z tych partii w obecnym kształcie. To znaczy, może by się tak samo nazywały, może by miały identyczne programy i na starcie składały się z tych samych ludzi, ale nie byłyby dworami poddanymi całkowicie kaprysom prezesa i wiernych mu baronów”. 

Krytycznie o referendum ws. JOW wypowiadała się publicystka tygodnika „Polityka” i dziennika „Polska The Times”, Janina Paradowska. Jej zdaniem, referendum nie wzbudza już dużego zainteresowania i w zasadzie jest niepotrzebne: „A przecież od tego referendum ma ponoć zależeć przyszłość kraju, jego ustrój, ono ma obalić panujący system prowadzący Polskę do bankructwa, odsunąć od władzy tych, którzy Polskę rozgrabili. Najwyraźniej liczba chętnych do obalania i wierzących w teorię rozgrabiania maleje, co w sumie jest zjawiskiem optymistycznym. Świadczyć może o tym, że im więcej ludzie wiedzą o owych zbawiennych JOW-ach, tym mniej się one podobają, bo przecież one systemu nie obalają, ale go utrwalają” – twierdzi publicystka. Ta opinia może dziwić, jako że pada z ust zwolenniczki Bronisława Komorowskiego. 

Dziennikarka „Faktów” TVN Katarzyna Kolenda-Zaleska pisała kilka dni temu na łamach „Gazety Wyborczej”, że idea referendum nie jest jasna dla wyborców. Po pierwsze pytanie o rozstrzyganie sporów na korzyść podatnika przestało być aktualne, a inne – o zmianę finansowania partii z budżetu – jest zbyt mało precyzyjne: „Taka niejednoznaczność rozmywa wyrazistość problemu i stawia pod znakiem zapytania ważność odpowiedzi, którą można będzie później kwestionować. PiS, przeciwnik zmian, dostał łatwy argument do przekonywania do głosowania na "tak". 
Zdaniem Kolendy-Zaleskiej, w sprawie referendum PO znalazła się w pułapce: „Musi bronić trochę przegranej już sprawy i robić dobrą minę do złej gry. Na razie nie widać strategii, która by pomogła Platformie wykaraskać się z tego problemu i nadać głosowaniu 6 września odpowiednią polityczną temperaturę”.

Pomysł pytania obywateli w referendum o sposób wybierania ich przedstawicieli do parlamentu krytycznie ocenia też komentator  „Gazety Wyborczej” i radia Tok FM Mirosław Czech. „Problem systemu wyborczego i finansowania partii z budżetu to kompetencja parlamentu. Odpowiedź na pytanie o prawa podatników jest oczywista, więc żeby się o tym przekonać, nie trzeba wydawać 100 mln zł” – pisał kilka tygodni temu na łamach gazety. Ostrzegał też PO, że referendum zbiegnie się z objęciem urzędu prezydenta przez Andrzeja Dudę, na czym zyska PiS: „Sposób rozgrywania sprawy referendum przez PiS pogłębia defensywny charakter strategii Platformy. W interesie PO leży, by w ogóle się nie odbyło. Platforma wiele nie musi robić, bo o argumenty prawne takiego rozwiązania zadba konkurencja - prezydent Andrzej Duda. W sierpniu PiS otrzyma "turbodoładowanie", bo obejmie on urząd. Polacy na starcie każdej prezydentury i każdego rządu zwykli dawać im kredyt zaufania” – pisał Czech. 

A jakie są Państwa argumenty w sprawie referendum? Czy pójdziecie zagłosować 6 września? Jakich udzielicie odpowiedzi?

AktualizacjaPKW o referendum: Najniższa frekwencja w historii - 7.8%

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka