Minister Jan Szyszko jest przeciwny unijnej dyrektywie, fot. PAP/Rafał Guz
Minister Jan Szyszko jest przeciwny unijnej dyrektywie, fot. PAP/Rafał Guz

Polska nie chce płacić 500 mln euro rocznie. Skarga Szyszki na unijną dyrektywę

Redakcja Redakcja Energetyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 76

Polska zaskarżyła do Trybunału Sprawiedliwości UE unijną dyrektywę, która ustanawia nowe limity głównych źródeł zanieczyszczeń powietrza dla państw UE - informuje PAP, powołując się na źródła dyplomatyczne w Brukseli.

Niesprawiedliwy podział kosztów

Skargę przygotował resort środowiska. Miesiąc temu  złożył ją w Trybunale w Luksemburgu. Dotyczy ona przepisów ustanawiających maksymalne limity emisji dwutlenku siarki, cząstek stałych i tlenków azotu. W założeniach, dzięki tym regulacjom w całej UE stopniowo ma się poprawiać jakość powietrza.

Według rozmówcy PAP z polskich kręgów dyplomatycznych nasz rząd kwestionuje zarówno sposób procedowania nad tymi przepisami, jak i rozłożenie obciążeń pomiędzy poszczególne państwa członkowskie. Nowe limity miałby bowiem kosztować całą UE około 2 mld euro rocznie od 2020 roku, tymczasem na nasz kraj przypadałaby aż jedna czwarta tej kwoty, czyli około 500 mln euro. - Skarżymy te przepisy, bo podczas ich uchwalania nie zostały dotrzymane zasady lojalnej współpracy, transparentności i proporcjonalności - powiedział PAP anonimowo polski dyplomata

Z analizy wpływu - przygotowanej przez Komisję Europejską jeszcze przed uchwaleniem tych przepisów - wynikało, że roczny koszt dyrektywy na statystycznego Polaka miałby wynosić około 15 euro, tymczasem np. przeciętny Holender ponosiłby koszty w wysokości około 1,3 euro rocznie. Wyższe koszty dla Polski wynikają z zapóźnienia naszej gospodarki i złej jakości powietrza w naszym kraju.

Nie było konsultacji z Polską

Polskie władze kwestionują nie tylko nierówne rozłożenie obciążeń w nowych przepisach, ale też sposób ich uchwalania. Chodzi o to, że prezydencja, wypracowując obciążenia dla każdego z krajów unijnych, nie przeprowadziła konsultacji z Polską. W podobnej sytuacji znalazły się też Węgry i Rumunia. Z pozostałymi państwami członkowskimi były negocjacje bilateralne.

Dzięki nowym zobowiązaniom do 2030 roku liczba zgonów spowodowanych przez nieodpowiednią jakość powietrza ma zostać zmniejszona o połowę. Problem jednak w tym, że dla całej UE ustalono średni cel w tym zakresie na poziomie 49,6 proc., natomiast dla Polski około 50 proc. To również jest kwestionowane przez nasz rząd w skardze. Ta z pozoru nieduża różnica może się przełożyć na bardzo wysokie koszty, które ponosiłoby nie tylko państwo, ale też gospodarstwa domowe, zwłaszcza te biedniejsze. Problematyczne jest też to, że nie przewidziano mechanizmu kompensacji tych kosztów.

Na konferencji dotyczącej wyzwań w energetyce i ciepłownictwie dla ochrony środowiska, szef resortu środowiska mówił, że Polska jeszcze przed przyjęciem unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego osiągnęła duży sukces redukcji gazów cieplarnianych, przy jednoczesnym wzroście gospodarczym.

Unijny pakiet nie uwzględnił naszych sukcesów

W nawiązaniu do uzgodnień z protokołu z Kioto Jan Szyszko przypomniał, że w latach 2008-2012 zredukowaliśmy emisję gazów cieplarnianych o 30 proc. (przy wymaganych 6 proc.), podczas, gdy kraje „starej” UE zrealizowały to zadanie zaledwie w 3 proc.(przy wymaganych 8 proc.).

- Przy takich sukcesach redukcyjnych Polski przyjęcie przez rząd PO-PSL warunków pakietu energetyczno-klimatycznego było błędem – zauważył minister środowiska. Dodał, że obecnie w KE usiłuje się realizować „ręczne sterowanie” pakietem, poprzez zmiany w ETS, co nie jest zgodne z ustaleniami Porozumienia Paryskiego.  Według niego obowiązujące do 2020 r. unijne regulacje są krzywdzące dla Polski i uderzają w rozwój naszego przemysłu i sektora elektro-energetycznego.

- Unijny pakiet delikatnie mówiąc nie uwzględnił naszych sukcesów redukcyjnych, jak również nie przewidział, że te nasze zasoby energetyczne powinny być bazą do bezpieczeństwa energetycznego również jednoczącej się Europy - zaznaczył Szyszko.

Zdaniem ministra, dla poprawy jakości powietrza i zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju powinniśmy stawiać na ciepło systemowe. Nasze działania powinny być oparte o polski potencjał w zakresie nauki i innowacji, z wykorzystaniem krajowych zasobów energetycznych w obszarze OZE, w tym zwłaszcza geotermii.

Naciski ws. polityki klimatycznej

O zaskarżenie dyrektywy dziennikarze pytali premier Beatę Szydło. - Jeśli chodzi o naszą politykę klimatyczną, nasze stanowisko jest jasne: my nie zgadzamy się z tymi normami, które zostały wprowadzone w Komisji Europejskiej. Przypomnę, że dotyczy to m.in. pakietu zimowego i innych rozwiązań, oczywiście emisji. I tu będziemy konsekwentnie protestować i szukać takich rozwiązań, które mogą poprawić te unijne rozwiązania w stosunku nie tylko do polskiej gospodarki - powiedziała Szydło.

Jak zaznaczyła, "to nie jest tylko problem polskiej gospodarki, to również problem gospodarek z innych państw Europy Środkowej". - Będziemy w związku z tym korzystali ze wszystkich tych narzędzi, które daje nam uczestnictwo i członkostwo w UE i będziemy bronić polskiej gospodarki - zapowiedziała premier.

Odnosząc się do swojej wypowiedzi dot. "szantaży i nacisków", premier powiedziała: - Ja mówiłam o naciskach, które panują w UE; m.in. te rozwiązania dot. klimatu są dobrym na to przykładem.

Co zawierają unijne przepisy?

Prace nad nowelizacją  dyrektywy o krajowych pułapach zanieczyszczeń (NEC) zakończyły się pod koniec 2016 roku. Przepisy mają zredukować emisję szkodliwych substancji z przemysłu, ruchu drogowego, elektrowni i rolnictwa. Krajowe zobowiązania do emisji mają dotyczyć okresu po 2020 roku, ale ustalono też cele na okres od 2030 roku.

Przepisy dyrektywy NEC zawierają zobowiązania krajów do ograniczenia emisji dwutlenku siarki (SO2) tlenków azotu (NOx), niemetanowych lotnych związków organicznych (NMVOC), amoniaku i drobnych cząstek stałych (o średnicy mniejszej niż 2,5 mikrometra).

Od 2030 roku limity emisji szkodliwych związków mają być niższe niż te ustalone na lata 2020-2029. Osiągnięte na początku roku porozumienie między państwami członkowskimi UE i Parlamentem Europejskim w tej sprawie przewiduje, że limity emisji na okres od 2020 do 2029 roku dla państw unijnych będą identyczne, jak te ze znowelizowanego w 2012 roku protokołu z Goeteborga, obejmującego ponad 51 państw ONZ.

Oznacza to, że nasz kraj będzie musiał w tym okresie zredukować emisję dwutlenku siarki o 59 proc. w porównaniu z 2005 rokiem, tak jak chciała KE. Po 2030 roku redukcja ma wynosić 70 proc. Substancje te są wyrzucane do atmosfery m.in. przez elektrownie, elektrociepłownie i fabryki, które by dostosować się do nowych norm, będą musiały zainwestować.

Za redukcję emisji zapłacą gospodarstwa domowe

Nowe regulacje wprowadzą też ograniczenia emisji pyłów (niemetanowych lotnych związków organicznych). Zgodnie z propozycją KE zatwierdzoną przez negocjatorów z PE i państw członkowskich od 2020 do 2029 roku Polska ma zmniejszyć ich emisję o 25 proc. W tym przypadku regulacje dotkną kotłownie i osoby ogrzewające prywatne domy, czyli generalnie cały sektor komunalny.

Polska, podobnie jak inne państwa członkowskie, ma być również zmuszona do redukcji tlenków azotu, które emitowane są m.in. w sektorze transportowym. Dyrektywa przewiduje też redukcje emisji drobnych cząstek stałych (PM2,5), które przyczyniają się do powstawania smogu, a także amoniaku.

Według wyliczeń Europejskiej Agencji Ochrony Środowiska, z powodu tego, czym oddychamy, w Polsce odnotowuje się 40 tys. przedwczesnych zgonów rocznie. To ponad 10-krotnie więcej niż roczna liczba śmiertelnych ofiar wypadków samochodowych w naszym kraju. 97 proc. mieszkańców Polski oddycha powietrzem niespełniającym standardów Światowej Organizacji Zdrowia.

źródło PAP, nowa-energia.com.pl

ja

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.



Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka