Prezydent Andrzej Duda. Fot. PAP
Prezydent Andrzej Duda. Fot. PAP

Andrzej Duda gani Bartłomieja Misiewicza: Powinien najpierw dojrzeć

Redakcja Redakcja Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 64

Prezydent był gościem wieczornych "Wiadomości" TVP, w których oceniał stan polskiej armii i współpracę z Antonim Macierewiczem. Andrzej Duda skrytykował zamieszanie wokół byłego rzecznika MON, Bartłomieja Misiewicza.

Misiewicz? Powinien najpierw dojrzeć

- Nie jest zachowaniem dojrzałym sytuacja, w której człowiek, czy to młody, czy to starszy, chodzi na dyskotekę, pije tam piwo, a jednocześnie ma dostęp do dokumentów i rozmów o poważnych bardzo sprawach choćby związanych z bezpieczeństwa państwa. Nie jest to sytuacja poważna i taka osoba powinna najpierw dojrzeć, a potem dopiero móc w takich sprawach uczestniczyć - ocenił prezydent. Bartłomiej Misiewicz był uczestnikiem studenckiej imprezy w Białymstoku tuż przed uroczystościami Wojsk Obrony Terytorialnej. Całe wydarzenie opisał "Fakt" - tabloid zarzucił współpracownikowi Antoniego Macierewicza korzystanie z rządowej limuzyny i ochroniarza.

- Poważna polityka i poważna działalność państwowa, a taka na pewno prowadzona jest w Ministerstwie Obrony Narodowej, wymaga tego, aby brali w niej udział i byli w tym najbliższym kręgu, gdzie następuje jej realizacja, wyłącznie ludzie dojrzali - podkreślił Andrzej Duda.

Jeszcze kilka spraw do wyjaśnienia między prezydentem a MON

W ostatnich dniach powróciły pytania o ewentualny spór prezydenta z szefem MON. Świadczyć mogła o nim korespondencja między politykami, zamiast rozmowy w Pałacu Prezydenckim. Andrzej Duda nie jest jednak zwolennikiem dymisji szefa resortu obrony. - Gdybym ja chciał natychmiastowego odwołania ministra obrony narodowej, to pismo w tej sprawie byłoby skierowane do pani premier - zapewnił. - Ja napisałem pisma do pana ministra Macierewicza z bardzo prostej przyczyny - one dotyczą jego ustawowych kompetencji jako ministra obrony narodowej. Ja sytuację obserwuję i monitoruję, jestem zwierzchnikiem sił zbrojnych, który zgodnie z konstytucją w okresie pokoju, swoje zwierzchnictwo wykonuje za pośrednictwem ministra obrony narodowej - podkreślił. Andrzej Duda wytknął Antoniemu Macierewiczowi brak obsady na kluczowych stanowiskach attache wojskowych, jak również słaby postęp w przygotowaniu do działania Dowództwa Wielonarodowej Dywizji w Elblągu.

To nie koniec błędów, jakie popełnił, według prezydenta, szef MON. - Jest jeszcze kilka spraw, w związku także z odpowiedziami na te pisma, o których chciałbym z panem ministrem obrony narodowej porozmawiać - dodał Andrzej Duda. Chodzi m.in. o "kandydata na attache w Stanach Zjednoczonych, który w tej chwili jest niedawno powołanym głównym inspektorem sił powietrznych". - Więc widocznie tutaj pan minister nagle proponuje zmianę. Muszę powiedzieć, że jestem tym zaskoczony - tak zresztą, jak i wszyscy inni, z którymi na ten temat rozmawiałem, z panią premier włącznie - przyznał prezydent.

Odejścia generałów z armii

Dlaczego tak duża grupa wyższych dowódców odchodzi z armii? - Proszę zapytać panów generałów, dlaczego odchodzą - odpowiedział gość "Wiadomości" TVP. Proszę pamiętać, że w 2010 r., w tragedii smoleńskiej zginęło całe dowództwo polskiego wojska. Zginął szef Sztabu Generalnego, pan generał Gągor, zginęli dowódcy rodzajów sił zbrojnych, zginął dowódca operacyjny. Ci ludzie byli obsadzeni m.in. przy udziale pana prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego, który zginął razem z nimi. (...) Nie byli skażeni elementem moskiewskim przede wszystkim, na co niestety nasza armia głęboko cierpiała (...). Ja mówię chociażby o tym, gdzie kto był uczony, czy był uczony w Moskwie czy był uczony w Polsce - zaznaczył. Po katastrofie smoleńskiej, według Andrzeja Dudy, zastąpili tamtych generałów wojskowi po kursach w Moskwie. - Jeden po studiach, a drugi po kursach w Akademii Sztabu Generalnego w Moskwie realizowanych w latach 70. i 80. - wyliczał. Prezydent nie ma wątpliwości, że reforma polskiej armii jest niezbędna.

Tusk dzwonił do prezydenta

Oceniając Deklarację Rzymską, Andrzej Duda przyznał, że dokument spełnia polskie oczekiwania. Ujawnił również, że po raz pierwszy dzwonił do niego w minionym tygodniu Donald Tusk. - Jeszcze w ostatnią środę w południe dzwonił do mnie pan przewodniczący Donald Tusk, pytając mnie właśnie o kwestię Deklaracji Rzymskiej, o to, czy Polska zgłasza jeszcze jakieś dodatkowe postanowienia. Bo pani premier powiedziała, że decyzja co do podpisania deklaracji dopiero zapadnie - wyjawił. Prezydent usłyszał wtedy od szefa Rady Europejskiej, że negocjacje ws. Deklaracji Rzymskiej się zakończyły, bowiem Grecy zaakceptowali jej kształt.

- To był pierwszy telefon pana przewodniczącego Tuska do mnie w sprawach europejskich, odkąd ja jestem prezydentem. W sprawie – nie mam żadnych wątpliwości, że ważnej dla Europy i ważnej także dla Polski. Ja jestem zadowolony z tego, że mogliśmy porozmawiać, ja jestem zadowolony z tego, że mogłem przedstawić polskie stanowisko w tej sprawie, być może w jakimś sensie uspokoić pana przewodniczącego Tuska – skoro do mnie dzwonił, to chyba miał jakieś obawy, natomiast myślę, że ta rozmowa te obawy jego rozwiała. Natomiast rzeczywiście tak powinna wyglądać taka bieżąca współpraca pomiędzy przewodniczącym Rady Europejskiej a władzami państwa - relacjonował.

Źródło: TVP, PAP

GW


© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka