Sędzia Wojciech Łączewski.
Sędzia Wojciech Łączewski.

Sędzia Łączewski chciał omówić strategię z Lisem? Jest opinia biegłych

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 63

To sędzia Wojciech Łączewski wysyłał zdjęcia i korespondował na Twitterze z fałszywym kontem Tomasza Lisa - wynika z ekspertyzy biegłych. Przeciwko niemu toczy się postępowanie dyscyplinarne.

Łączewski na Twitterze

Biegli sprawdzili komputer stacjonarny, laptop, telefon i tablet. Jak informuje portal wpolityce.pl, wynik analizy jest jednoznaczny - nikt nie włamał się na urządzenia, należące do Wojciecha Łączewskiego.

Od wybuchu afery w sieci, Wojciech Łączewski twierdzi, że padł ofiarą ataku hakerów. Sędzia chciał ustalić strategię walki z PiS i nie zorientował się, że dyskutuje z internautą, podszywającym się pod Tomasza Lisa. "Rozumiem wszystko, ale nie zorientował się pan, że walenie w to towarzystwo przynosi efekt odwrotny od zamierzonego? Sugeruję zmianę strategii" - pisał w prywatnych wiadomościach na Twitterze.

Spotkanie z fałszywym Tomaszem Lisem

Łączewski przybył nawet na spotkanie w Wilanowie, wierząc, że pojawi się redaktor naczelny "Newsweeka". Na jednym z warszawskich osiedli zauważyli go dziennikarze - Sylwester Latkowski i Michał Majewski - którzy sprawdzili, czy nie są okłamywani przez informatorów. Po tym, jak aferę opisały media, Łączewski zmaga się z postępowaniem dyscyplinarnym. Sędzia skazał na karę bezwzględnego więzienia Mariusza Kamińskiego i funkcjonariuszy CBA w związku z prowokacją w ministerstwie rolnictwa z 2007 roku. 

Linia obrony Łączewskiego

- Dziennikarze zostali w to wrobieni - tłumaczył Łączewski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" w ostatnim, weekendowym wydaniu. Sędzia dodał, że przyjechał na warszawskie osiedle kupić książkę. - (...) na mój telefon przyszła wiadomość od Przemka77 z adresem i hasłem „książka”. Myślałem, że to od kolegi. Wypiłem kawę, z żoną poszliśmy na spacer z psem. Chciałem kupić papierosy. Powiedziałem, że przy okazji odbiorę książkę - mówił.

- Prokuratura drobiazgowo mnie sprawdziła. Dałem im wszystko, laptopy mi się nie potopiły. Sprawdzali nawet logowania mojego telefonu do BTS-ów. Wiem, że ktoś logował się z mojego gabinetu w sądzie przez sieć sądową do Twittera w czasie, kiedy byłem na sali rozpraw - odpowiadał Łączewski.

Źródło: wpolityce.pl, Gazeta Wyborcza

GW

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka