Grzegorz Wszołek
Grzegorz Wszołek

10 lat Salon24.pl. Wszołek: Szukałem miejsca do polemiki

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 23

Blog w Salon24.pl założył jeszcze przed maturą. Na początku ukrył się pod nickiem gw1990. Dzięki Salonowi zaczął publikować swoje opinie też w prasie drukowanej. Swoją 8-letnią przygodę z Salon24.pl opowiada Grzegorz Wszołek.

Jak to się stało, że znalazłeś Salon24.pl i rozpocząłeś tu publicystyczną przygodę?

W Salon24.pl zarejestrowałem się jeszcze przed maturą, to była jesień 2008 roku. Miałem 18 lat, obserwowałem politykę godzinami, czytałem prasę, teksty polityczne w Internecie od czasów gimnazjum. To nie jest tak, że nie miałem wtedy lepszych zajęć – grałem w piłkę, siatkówkę, pierwsze randki, a w dodatku w szkole był naprawdę wycisk. Brakowało mi jednak miejsca, w którym przestanę rzucać do siebie haseł, opinii, z którymi nikt nie wejdzie w polemikę. Chciałem spróbować wyładować swoją frustrację, wiele rzeczy mnie wkurzało w otaczającej rzeczywistości, co przypomina mi z perspektywy czasu młodzieńczy bunt i to się udało. Szukałem chyba przez pół dnia odpowiedniego miejsca, pewnego jesiennego wieczoru. Blogspot, wordpress, widziałem nawet blogi na bloxie, należącym do „Wyborczej”, ale to mi zupełnie nie odpowiadało z racji poglądów. Trafiłem na Salon24.pl dzięki wyszukiwarce i zauważyłem, jak wiele pada tam komentarzy. Chciałem spróbować swoich sił, na początku było ciężko, komentarzy mało, a ja dalej z uporem maniaka niemal codziennie dzieliłem się swoimi przemyśleniami na tematy polityczne i społeczne.

W pewnym momencie, po kilku napisanych notkach, pokłóciłem się w komentarzach z Krzysztofem Leskim, który zaczął dość regularnie odwiedzać mój blog. Był to pierwszy dziennikarz, „czerwony kolor”, który zechciał wejść ze mną w polemikę publicznie. Pamiętam, że on źle zrozumiał tekst o „Okrągłym Stole” według mojej interpretacji, ostro mnie zjechał za brak wiedzy, a ja z grubej rury – tu faktycznie przesadziłem – że jego reakcja mnie nie dziwi, bo był przez wiele lat związany z „Wyborczą”. A przecież on z „Wyborczą” w latach 90. pożegnał się z hukiem, po awanturze z Adamem Michnikiem. Potem to sobie zresztą dokładnie wyjaśniliśmy, od razu złapaliśmy dobry kontakt, był pierwszą poznaną przeze mnie tutaj osobą. To, co później się wydarzyło, czyli jego odejście z Salonu24, nie zaważyło na naszej znajomości, a mimo że się kompletnie nie zgadzamy w ocenie obecnej rzeczywistości politycznej, potrafimy kulturalnie się spierać. Szkoda, że nie w Salonie, a na Twitterze, ale tak już jest.

Inne wspomnienie z początków – pamiętam do dziś, jak wielu blogerów, szczególnie lewicowych, próbowało rozszyfrować mój nick gw1990. Część wątpiła, że mogę mieć 18 lat, a w rzeczywistości jestem jakimś prawicowym publicystą, który robi w konia w blogerów. To było zabawne. Oczywiście wyrażanie twardych opinii wymaga grubej skóry – tego też się tutaj nauczyłem i dalej uczę. Trzeba liczyć się również z nieprzyjemnościami, wielokrotnie otrzymywałem maile z groźnymi pogróżkami.

Jeszcze jedno: Salon24 pozwolił mi się przebić do prasy papierowej – udało mi się opublikować teksty w „Dzienniku Polskim”, „Gazecie Polskiej Codziennie” i w innych. Decyzja o założeniu tu bloga i wybraniu takiej, a nie innej drogi, była w moim przekonaniu słuszna.

Które teksty i momenty w Salonie24.pl uważasz za najważniejsze?

Myślę, że katastrofa smoleńska była tu punktem kluczowym. Pamiętam pożegnania polityków w notkach blogerów, wszystkich ofiar tragedii, przywoływanie kolejnych nazwisk, niepewność – co się tak naprawdę zdarzyło. Teksty własne po katastrofie smoleńskiej, niektóre bardzo osobiste, ale też i te o aferze hazardowej uważam za najważniejsze.

Inne najważniejsze momenty Salonu24? Z pewnością awantury o Katarynę, gdy była atakowana przez dziennikarzy i ministra Czumę. Wywiad Igora Janke z Barackiem Obamą, ale też i z Jarosławem Kaczyńskim po katastrofie smoleńskiej. Spotkania na Rozdrożu, gdzie poznałem fantastycznych ludzi – również tych, z którymi na blogach kompletnie się nie zgadzałem, a i dochodziło między nami do awantur. A w realu, jakoś spotkanie twarzą w twarz łagodzi obyczaje. Można na spokojnie porozmawiać, machnąć ręką na spory, napić się piwa. To bardzo ciekawe doświadczenie.

Ważny był również wieczór wyborczy w 2011 roku, gdy miałem w tym jakiś mały udział – prowadziłem wspólnie z kolegą z radia rozmowy na żywo w siedzibie SLD przed i po wyborach parlamentarnych. Z ludźmi, których krytykowałem, a niektórych szczerze nie znosiłem, łącznie z dawnymi tajnymi współpracownikami bezpieki. Ale trzeba było wyjść ponad własne poglądy i się uczyć, dziennikarz nie rozmawia tylko z tymi, których ceni i szanuje. Potem dostawałem śmieszne esemesy, że było prawie jak w dużej stacji komercyjnej. Salon zresztą organizował m.in. debaty między blogerami, również puszczane na żywo. To było ważne dla mnie doświadczenie.

Jakie masz życzenia dla Salonu24.pl?

By wielu tych, którzy odeszli, wróciło na to miejsce, bo bardzo ich brakuje. Są inni, również świetni, ale wspominam czasami te kłótnie z „lewakami” o różne sprawy. Dziś oczywiście ani kłócić mi się nie chce, ani nie mam takiej werwy jak jeszcze 8 lat temu, a poglądy też w tym czasie na wiele spraw uległy zniuansowaniu. Fajnie byłoby widzieć tu opinie Galby, ponownie Kataryny, Seamana, Jareckiego, ale też Galopującego Majora (sprzed lat) czy Chevaliera, wielu innych. Kto wie, może jeszcze kiedyś ich tu poczytamy. Salonowi24 życzę kolejnych okrągłych rocznic i ciekawości świata. Obyśmy się kiedyś jeszcze spotkali jak kiedyś na „Rozdrożu”, bo tam trudniej o kłótnie, a łatwiej dojść do konstruktywnych wniosków.

Dziękuję.

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka