Prof. Kamil Zaradkiewicz.
Prof. Kamil Zaradkiewicz.

Kamil Zaradkiewicz: Chcę wrócić do Trybunału Konstytucyjnego

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 85

Kierownictwo TK zabrało mu prywatne przedmioty z gabinetu, a konflikt z prezesem Andrzejem Rzeplińskim jest coraz głębszy. Prof. Kamil Zaradkiewicz w rozmowie z Salon24.pl wyjaśnia, na czym mógłby polegać kompromis ws. Trybunału.

 

Odebrano Panu laptop służbowy, pamiątki z gabinetu w TK po tym, jak skończyła się Panu umowa o pracę z Trybunałem. Złożył Pan doniesienie do prokuratury na kierownictwo TK. Liczy Pan na zwrot tych rzeczy, wyciągnięcie konsekwencji prawnych?

Oczywiście. Ani nie wezwano do zabrania ani nie zawiadomiono mnie o zamiarze wyniesienia moich rzeczy – książek, fotografii rodzinnych, ubrania. Taka ingerencja jest bezprawna nawet w miejscu pracy. Nie wiem co się z tymi przedmiotami dzieje. Liczę nie tylko na ich odzyskanie, ale także na sprawne działania prokuratury oraz na wyciągnięcie konsekwencji służbowych przez Prezesa TK. Bezprawne działania w instytucji mającej stać na straży przestrzegania prawa nie mogą być tolerowane.

Od początku 2016 roku stał się Pan krytykiem Andrzeja Rzeplińskiego i wiceprezesów TK. Stawia Pan im zarzuty: nie są bezstronni, uzurpują sobie prawo do ingerowania we władzę wykonawczą. Pana krytycy wskazują, że każdy pracownik, który krytykuje pracodawców publicznie, traci pracę. Jak im Pan odpowie? Czy problem z kierownictwem TK rozpoczął się od wygranych przez PiS wyborów, czy wcześniej? 

Często dyskutowałem z sędziami TK o sytuacji wokół Trybunału, już w trakcie prac ustawodawczych nad projektem przez nich przygotowanym. To należało do moich obowiązków służebowych i dlatego towarzyszyłem kierownictwu TK w pracach komisji sejmowych. Moje wątpliwości i odmienne zdanie nie było jednak brane pod uwagę. Do czasu podjęcia wobec mnie szykan, publicznego oczerniania i zwolnienia ze stanowiska nie krytykowałem publicznie ani Trybunału, ani jego kierownictwa. Od tego czasu jednak uznałem, że przysługuje mi prawo do obrony, a opinii publicznej - wreszcie - rzetelna informacja o tzw. kryzysie konstytucyjnym. To stanowisko prawne o charakterze rozstrzygnięć TK, a nie jego krytyka, doprowadziły do sankcji wobec mnie.

Opozycja i Andrzej Rzepliński ostro krytykują większość proponowanych zmian w funkcjonowaniu TK, które chce przeprowadzić PiS. Ostatnia dotyczy statusu sędziów – jawności oświadczeń majątkowych, immunitetu i kar dyscyplinarnych. Czy projekt PiS ma wady? Nie ma żadnego zagrożenia dla funkcjonowania TK?

To jest projekt regulujący bardzo ważne zagadnienia, dotyczące statusu sędziów TK. Zawiera przepisy, które wypełniają istniejącą dotychczas lukę, dotyczące np. postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów oraz postępowań o uchylenie immunitetu. Oczywście - jak każdy projekt ustawy podlegać może dyskusji w kwestiach szczegółowych.

W grudniu mija kadencja prof. Rzeplińskiego. Prezes TK już zapowiadał, że na tym „batalia” się nie skończy, a w ujawnionych mailach widać pośpiech kierownictwa w prowadzonych postępowaniach. Czy i jak Rzepliński może doprowadzić do tego, by zablokować kandydaturę, wysuniętą przez obóz rządzący na jego miejsce?

To, że kryzys nie skończy się wraz z odejściem Prezesa, przepowiadałem od kilku miesięcy. Wynika to z zaangażowania i postawy kilkorga sędziów wybranych w poprzednich kadencjach Sejmu. Zapewne wkrótce uznają, że w zakresie dotyczącym wyboru kandydatów na prezesa TK nie wiąże ich ustawa, a wyboru mogą dokonać na podstawie regulaminu Trybunału, czyli aktu, który sami uchwalają. Obawiam się jednak, że bez współpracy z pozostałymi sędziami nie doprowadzą do zamierzonego skutku, tj. skutecznego wyłonienia kandydata na prezesa Trybunału. Do czasu porozumienia z trojgiem, a od grudnia czworgiem nowych sędziów, nie będzie można skutecznie wybrać kandydatów ani na prezesa, ani na wiceprezesa. Taka współpraca jest zatem w interesie Trybunału, a w konsekwencji nas wszystkich.

W jaki sposób - Pana zdaniem - można zakończyć spór o Trybunał? Może wszystkie strony, co na obecną chwilę jest niemożliwe, powinny zrobić kilka kroków w tył?

Istnieje kilka sposobów zakończenia tego sporu. Wszystkie dotyczą ustalenia stanu konstytucyjnego. Konieczne jest zatem albo wprowadzenie szczególnych regulacji rangi konstytucyjnej, albo wydanie porządkującego sytuację orzeczenia przez Trybunał. Trzeba wrócić do oceny konstytucyjności przepisu ustawy z 25 czerwca 2015 r. o wyborze sędziów i oderwać się od oceny faktów, jak to uczyniono w grudniu w sprawie K 34/15, a dokonać oceny w świetle norm konstytucyjnych. Jednak ani jedno, ani drugie z powodu braku zainteresowania zwolenników utrzymania chaosu po bezprawnym wyborze w październiku ubiegłego roku niestety obecnie nie jest możliwe.

Kiedy TK zawłaszczała Platforma, wybierając nadprogramowo pięciu sędziów zamiast trzech, PiS zbyt mało o tym mówił. Sprawą zajęła się na dobrą sprawę „Gazeta Wyborcza”. Po wyborach temat wrócił, bo tym razem to PiS postanowił wybrać 5 sędziów i nie dopuścić trzech do orzekania. Czy kompromisem nie byłby wybór: 3 sędziów z nadania poprzedniej koalicji i 2 z PiS? A następni wchodziliby w miejsce tych, którym wygasają mandaty?

Po pierwsze, w Sejmie trwała dyskusja nad przepisem umożliwiającym rzekomo taki wybór, tylko w mediach nie była ona nagłaśniana. Po drugie, tzw. kompromis nie jest możliwy, dlatego że dokonując wyboru sędziów w październiku ubiegłego roku koalicja PO-PSL naruszyła regulamin Sejmu. Tym samym wybór nie został skutecznie dokonany. Oznacza to, że Prezydent RP nie może odebrać od tych oób ślubowania. Aby tak się stało, musiałby zostać dokonany ponowny ich wybór. Tymczasem na te miejsca w TK są już wybrani nowi sędziowie.

Czy zgadza się Pan z krytykami działań PiS, którzy oskarżają partię Kaczyńskiego o chaos i pośpiech w pracach nad kolejnymi ustawami o TK? Mamy kolejne nowelizacje, projekty, szef MSZ zaprosił Komisję Wenecką, która wydała opinię sprzeczną z wizją większości sejmowej. Prezydent w nocy albo o świcie odbiera zaprzysiężenia od sędziów, do czego ma prawo, ale wizerunkowo wyglądało to niezbyt korzystnie dla obozu władzy.

Proszę zwrócić uwagę na to, że z pośpiechem mieliśmy do czynienia przede wszystkim pod koniec ubiegłego roku, kiedy zamierzano odwrócić negatywne skutki uchwalenia „nadzwyczajnego” trybu wyboru sędziów w poprzedniej kadencji Sejmu. Wówczas wynikał on ze wzmożonej aktywności sędziów TK, którzy starali się zablokować te zmiany. Wydano np. kuriozalne i z punktu widzenia prawnego nie do obrony postanowienie, wzywające Sejm do niewybierania sędziów TK do czasu wydania wyroku przez Trybunał. To była pierwsza odsłona zaangażowania politycznego sędziów, później nastąpiły kolejne. Na przełomie lipca i sierpnia to Prezes TK w pośpiechu odwoływał sędziów z urlopów, aby mogli wydać rozstrzygnięcie o nowej ustawie, zanim weszła w życie. To nie są normalne zasady funkcjonowania sądu konstytucyjnego.

Zakończył Pan współpracę z TK, co teraz? Spełnia się Pan naukowo, wszedł Pan do rady nadzorczej spółki paliwowej. Nie marzy się Panu kariera polityczna?

Nie byłem i nie jestem politykiem. Moją pasją była, jest i będzie nauka prawa. Mam natomiast nadzieję, że wrócę do Trybunału Konstytucyjnego i będę mógł służyć moją pracą dobru wspólnemu.

 

Prof. Kamil Zaradkiewicz pracował jako dyrektor zespołu orzecznictwa i studiów Trybunału Konstytucyjnego, otrzymał wypowiedzenie z pracy na skutek "utraty zaufania ze strony kierownictwa TK". Ekspert praca cywilnego i konstytucyjnego, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, autor publikacji, odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego w 2010 r. Srebrnym Krzyżem Zasługi za "zasługi w działalności na rzecz funkcjonowania orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, za osiągnięcia w pracy zawodowej".

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
 
GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka