Katastrofa polskiego samolotu rządowego w Smoleńsku. fot.wikimedia
Katastrofa polskiego samolotu rządowego w Smoleńsku. fot.wikimedia

Wojskowy o zniszczonych dokumentach z 10.04.2010: Nie było tam nic ważnego

Redakcja Redakcja Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 281

Po ujawnieniu protokołu zniszczenia 400 stron meldunków, które napływały po katastrofie smoleńskiej do Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, sprawę wyjaśni prokuratura. Emerytowany oficer wojska twierdzi, że dokumentację zniszczono, bo była nieistotna.  

Protokół zniszczenia dokumentów z 10.04.2010 r. sporządzono w lutym 2012 r. na polecenie szefa Centrum Zarządzania Kryzysowego. Do protokołu dotarł portal tvp.info. Otrzymała go już podkomisja smoleńska ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, powołana przez szefa MON Antoniego Macierewicza. Na protokole brakuje nazwisk oficerów. Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz mówił jednak, że wiadomo, kto odpowiada za zniszczenie dokumentów.

List Komisarczyka

W niedzielę portal wp.pl opublikował list ppłk. rez. Sławomira Komisarczyka - pracował w jednostce wojskowej, która zniszczyła dokumentację. Czytamy w nim: „Miałem dyżur dzień przed katastrofą smoleńską, jak i wiele razy po niej. W zniszczonym 400-stronicowym dokumencie tylko wpis z jednego dyżuru (10.04.2010 r.) dotyczył katastrofy smoleńskiej i był zapisany maksymalnie na 3-5 stronach”. 

Oficer napisał, że „codzienne wpisy dotyczyły przyjęcia służby i dokumentów niejawnych, składu zespołu dyżurnego, udzielonych instruktaży, przebiegu służby, a w szczególności przyjęcia i przekazania ważnych, służbowych informacji, mających wpływ na przebieg służby. W dniu katastrofy zapisy dotyczyły głównie chronologicznych sentencji powiadamiania przełożonych i przedstawicieli władzy o katastrofie w ramach istniejącego schematu powiadamiania”. Według niego, Dyżurna Służba Operacyjna Sił Zbrojnych informacje o katastrofie smoleńskiej czerpała głównie z mediów, dlatego „niczego szczególnego w zniszczonym dokumencie nie było, bo być nie mogło”. „Żadne tajne czy mniej tajne służby nie informowały nas o katastrofie, bo nie miały takiego obowiązku” – napisał Komisarczyk w oświadczeniu.

PiS "manipuluje" opinią publiczną?

Odnoszę wrażenie, że list ppłk. Komisarczyka, zamiast pomóc, raczej dodatkowo obciąża osoby odpowiedzialne za zniszczenie tych dokumentów – komentował sprawę, również w portalu wp.pl, dyrektor Biura Prasowego Kancelarii Prezydenta RP, Marek Magierowski. - W podobny sposób moglibyśmy potraktować np. jakiś skrawek papieru odnaleziony na miejscu katastrofy. Ktoś mógłby uznać, że "nie ma on żadnej wagi" i wyrzucić go do pobliskiego kosza. Jak ocenilibyśmy takie zachowanie? – pytał. Dodał, że „akurat informacja, którego z wysokich urzędników nie udało się zawiadomić o katastrofie, jest niezwykle istotna”. 

- Wszystkie dokumenty były od razu po katastrofie do dyspozycji prokuratury. Tu nie chodzi o prawdę, ale o show – nie ma wątpliwości szef MON w rządzie PO-PSL, Tomasz Siemoniak. - MON powinien przedstawić pełną i rzetelną informację o sprawie, a nie robić „wrzutki” i manipulować opinią publiczną – komentował na Twitterze. 

Marcierwicz powołał podkomisję smoleńską

- Dokument mówiący o zniszczeniu meldunków został przeze mnie odtajniony i będzie przekazany do opinii publicznej. Chodzi o zniszczenie wszystkich meldunków dotyczących sprawy smoleńskiej, które napływały do Sztabu Generalnego w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Było to ponad 400 stron – zapowiedział w piątek minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Minister skierował sprawę do prokuratury. - To tylko może taki bardzo szokujący, ale jeden z przykładów tego typu działań, z jakimi mieliśmy do czynienia, mających na celu utrudnienie, albo wręcz uniemożliwienie w niektórych aspektach dojścia do prawdy w sprawie tragedii smoleńskiej, na szczęście nieskutecznych – powiedział Macierewicz. 

W czwartek szef MON powołał podkomisję smoleńską, która na nowo ma wyjaśnić przyczyny tragedii z 10 kwietnia 2010 r. Eksperci rozpoczęli już prace pod przewodnictwem Wacława Berczyńskiego – inżyniera współpracującego w przeszłości z koncernami lotniczymi, m.in. z Boeingiem. Według naukowców zasiadających w zespole parlamentarnym ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, a obecnie w podkomisji MON, oficjalna wersja tragedii tupolewa jest nieprawdziwa. Część z nich twierdzi, że na pokładzie samolotu nastąpiła seria wybuchów na wysokości 15-18 m nad poziomem pasa. Maszyna z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie nie uderzyła w brzozę i nie wykonała tzw. „półbeczki”. Naukowcy na poparcie swoich tez przywołują ogromny rozkład szczątków tupolewa w Smoleńsku. Natomiast Naczelna Prokuratura Wojskowa wykluczyła zamach i wybuchy w samolocie. Analizy biegłych doprowadziły do wniosku, że maszyna uderzyła skrzydłem w brzozę i runęła na ziemię. NPW w tej materii zgadza się z raportem komisji Millera, powołanej przez rząd Donalda Tuska do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. 

Aktualizacja: Podkomisja ds. katastrofy smoleńskiej przedstawia nowe fakty

źródło: tvp.info, wp.pl
GW

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka