Anna Maria Anders © Salon24.pl
Anna Maria Anders © Salon24.pl

Anna Maria Anders: Kraj, który jest podzielony, nigdy do niczego nie dojdzie

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 125

Anna Maria Anders, córka gen. Władysława Andersa, konserwatystka i kandydatka PiS do Senatu, w rozmowie z Salon24.pl. 

Przyjeżdża Pani do Polski od kilku lat. Jak Pani widzi dzisiejszą Polskę: czy po 25 latach zmian jest to kraj w ruinie czy kraj sukcesu?

W ruinie na pewno nie, muszę przyznać, że to określenie mnie śmieszy. Jest mi trudno porównać, jak było wcześniej, dlatego że pierwszy raz przyjechałam do Polski w 1991 roku, ale różnica od tamtego czasu jest olbrzymia. Patrząc na Polskę jako turysta, to jest kraj imponujący - w Warszawie jest przecież tyle knajp, restauracji, jest to miasto bezpieczne, Łazienki są piękne. Znam też inne miasta. Na pewno nie można powiedzieć, że jest to kraj w ruinie. Ale rozmawiając z ludźmi, zwykłymi, nie politykami, słyszę, jakie są problemy. Są podobne do tych, które ma Ameryka czy inne kraje, a dotyczą one pracy dla młodzieży czy bezrobocia. W Polsce wielkim problemem jest to, że tyle młodych ludzi wyjeżdża z kraju, że podatki są wysokie, pensje niskie. Ekonomicznie Polska jest wielkim sukcesem. Ale jak się zaczyna rozglądać, to są problemy.

Polska jest wolna. Jednocześnie są takie problemy, jak to np., że ludziom kultury z zagranicy trudno jest się tu dostać. To jest takie kółko zamknięte. Tu jest taka ściana. Zauważyłam to, gdy zaczęłam rozmawiać z pisarzami. W tym sensie rozumiem, gdy ktoś mówi, że kraj nie jest wolny, bo trudno jest tu wrócić np. tym, którzy kiedyś wyjechali za granicę.

Dlaczego zdecydowała się Pani kandydować w wyborach do parlamentu?

Pierwszy raz ten temat ktoś poruszył rok temu. Wtedy powiedziałam, że mnie to  w ogóle nie interesuje. Następny raz był w kwietniu. Wtedy też powiedziałam: nie. Ale potem pomyślałam, że jedyne miejsce, które by mnie ewentualnie interesowało, to Warszawa, bo stąd pochodził mój ojciec, znam to miasto i w tym okręgu głosuje Polonia. Kandydowanie to nie był mój pomysł, odmawiałam, ale z czasem dojrzałam do niego. W dalszym ciągu nie mam ambicji, aby robić karierę polityczną. Ostatni raz ktoś namawiał mnie w czerwcu. Wyjechałam do Stanów i miałam się zastanowić. Rodzina i znajomi tam byli na tak. W lipcu wróciłam do Polski i powiedziałam, że raczej tak. Potem usłyszałam przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy. Wtedy pomyślałam „PiS czy nie PiS, on mówi tak, jak ja mogłabym powiedzieć, jaką mam wizję Polski przez następne 4 lata, to by było absolutnie słowo w słowo to, co on mówił, poza tymi głodnymi dziećmi, bo tego nie wiem. Mam wrażenie, że powinnam coś dla Polski zrobić, że mój ojciec odszedł za wcześnie, że cieszyłby się z tego, że tutaj jestem i że chcę tutaj coś robić, że wróciłam do Polski. Powiedziałam PiS-owi, że nie chcę wstąpić do partii, ale ja naprawdę wierzę w ich program.

Pani jest konserwatystką?

Tak. W Anglii zawsze głosowałam na Partię Konserwatywną, a w Ameryce na Partię Republikańską. Jak to rozumieć w Polsce? Fundamentem mego światopoglądu jest tradycyjny system wartości, patriotyzm, przywiązanie do polskiej tradycji i szacunek dla chrześcijańskich korzeni cywilizacji łacińskiej.

I dlatego PiS?

Tak. Ktoś mi mówił, że PO jest rozczarowana, bo tam myśleli, że mam ich poglądy. Ale nikt mnie nigdy nie pytał, jakie ja mam poglądy. Po prostu szłam na uroczystości, stawiali lub sadzali mnie obok kogoś, mówiłam o Ojcu, ale nigdy nie mówiłam o polityce. Pani Ligia Krajewska, która jest w zarządzie mojej fundacji (Fundacja im. gen. Władysława Andersa – red.), wspominała o tym, abym się jakoś w Polsce zaangażowała, ale nic z tego nie wyszło. Gdy doszło do rozmowy na temat kandydowania, usłyszałam, że PO ma w Warszawie w okręgu 44 sprawdzonego senatora, który miał w ostatnich wyborach 600 tys. głosów, nie mam w ogóle szansy, przegram. Jestem osobą upartą i nie lubię, gdy ktoś mówi mi „nie”. Więc to mi się nie spodobało. Gdy już byłam po słowie z PiS-em, wiem, że w PO byli trochę zaskoczeni. Ale nigdy nie wypowiadałam się w sprawach politycznych, pomimo że mam swoje poglądy. Mówiłam zawsze o Ojcu, patriotyzmie, tradycji, nigdy o polityce.

Czym chciałaby się Pani zajmować jako senator?

Szczególnie interesuje mnie młodzież i edukacja historyczna – żeby młodzież uczono w szkołach o polskich bohaterach, żeby wiedzieli np., kim był gen. Anders. Dzisiaj zdarza się, że gdy jestem przedstawiana w szkole jako jego córka, dzieci nie wiedzą, kim był. Interesują mnie związki z Polonią. Wiem, że Polacy za granicą uważają, że do tej pory nikt się nimi specjalnie nie interesował. Prezydent Duda jedzie 15 września do Londynu i oni bardzo się z tego cieszą. Mówiłam już o tym, że trudno jest Polakom wrócić do kraju, ale są też biznesmeni, którzy chcieli by tu coś zacząć, ale jest im z tym trudno. Idealnie byłoby, gdyby tacy ludzie mogli tworzyć coś, co dałoby pracę młodym, żeby stąd nie wyjeżdżali.

Drugi temat to obrona narodowa. Jako córka generała, wdowa po pułkowniku  i matka porucznika – mój syn został właśnie oficerem wojsk amerykańskich - interesuję się tym w stu procentach. Mówię sześcioma językami, pracowałam dla UNESCO, pracowałam w biznesie. Polska musi pracować razem z Ameryką, musi być w NATO. Musimy współpracować i wydaje mi się, że mogę być w tym bardzo pożyteczna, wykorzystać kontakty, które mam.

Kolejnym obszarem, który mnie szczególnie interesuje, jest służba zdrowia. Uważam, że trzeba coś z tym wreszcie zrobić, aby ludzie nie czekali na wizytę u specjalisty 9 miesięcy lub dłużej.

Wierzy Pani, że w Polsce powstaną stałe bazy wojsk NATO?

Wiem, że prezydent by chciał, ale jest silna opozycja zarówno ze strony Rosji, jak i ze strony niektórych naszych europejskich sojuszników. Wszyscy się boją agresji Rosji, żeby broń Boże nie prowokować, tymczasem ja jestem przekonana, że to zwiększyłoby bezpieczeństwo Polski. Stany Zjednoczone są naszym strategicznym sojusznikiem. Sądzę, że dla  naszego kraju powstanie takich baz byłoby korzystne. 

Czego młodzi ludzie powinni się dziś uczyć od generała Andersa? Jaka jest lekcja tamtego pokolenia dla współczesnych Polaków?

Honoru, patriotyzmu, lojalności, odwagi i konsekwencji w działaniu. Ojciec nie bał się tych, którzy byli przeciwko niemu. Wiedział dokładnie, czego chce, odważnie, ale z rozwagą zmierzał do celu. To są bardzo dobre cechy. Gdyby Ojciec nie posiadał tych cech, nie wyprowadziłby przeszło 120 tys. osób ze Związku Sowieckiego. Miał wizję i był osobą zdecydowaną. Potrafił to zrobić wbrew wszystkim przeciwnościom. Historia jest bardzo ważna dla młodzieży, bo z niej człowiek może czerpać wzorce i przez jej pryzmat kształtować swoją przyszłość. Polska miała cudownych bohaterów i nie można o nich zapomnieć. Ojciec niewątpliwie do nich należał. Był nie tylko wodzem, ale także mężem stanu. Autentycznym liderem, a to jest ważna cecha. We współczesnym świecie brakuje nam liderów, nie tylko w Polsce. Zniszczono wiele autorytetów. Dzisiaj musimy je odbudowywać i warto to robić czerpiąc z historii i tradycji. Marszałek Piłsudski powiedział kiedyś: "Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości.”

Polityka to często brutalna gra, która wymaga dużej odporności psychicznej. Czy jest Pani na to gotowa? Czy uważa Pani, że jest twardym zawodnikiem?

Jak ktoś się ze mną nie zgadza, to spróbuję go przekonać, ale nie będę walczyć. Jak ktoś będzie atakował mojego ojca czy rodziców, to będzie to jak płachta na byka, na pewno nie pójdę płakać. Nie ma spraw, które można by mi jakoś zarzucić, nie mam radykalnych poglądów. Czy należy np. krytykować to, że chcę, aby silna była Polska i miała silną obronę narodową?  Czy to, żeby lepiej uczyć historii? Myślę, że problemem w Polsce jest to, że jak się coś powie, to ludzie momentalnie się obrażają i uważają, że skoro coś chciałabym zmienić, to uważam, że wcześniej to nie było robione dobrze.

W Ameryce nie ma takich napięć?

Tam nie dochodzi aż do takich antagonizmów jak w Polsce. Oczywiście też są spięcia, ale nie dochodzi do takich sytuacji jak podzielone uroczystości. Pierwsza rzecz, o jakiej mówił prezydent Duda, to była wspólnota. Przypomina mi się tu cytat ze słów mojego ojca: „Odrzućmy wszystko, co nas dzieli i bierzmy to, co nas łączy”. To mogłoby być hasło mojej kampanii. Uważam, że kraj, który jest tak mocno podzielony, nigdy do niczego nie dojdzie. Jak wygrywają jedni, to drudzy rzucają kłody pod nogi i tak w kółko. W ten sposób nigdy nie będzie zgody. A jak nie ma zgody, nie można iść naprzód, bo się traci czas i energię na jakieś nonsensy. 

Jak rozwiązać najbardziej gorący problem ostatnich tygodni, czyli uchodźców? Czy Polska powinna im pomóc?

To jest olbrzymi problem, stworzony niestety przez Stany Zjednoczone. Pracowałam kiedyś w arabskiej firmie w Paryżu i mój szef mówił wtedy, że te wszystkie kraje potrzebują dyktatury, bo jest tam za dużo religii. To się zaczęło od Busha i wojny w Iraku, a ostatnio nasz rząd próbował coś zrobić, żeby tam była demokracja, ale te kraje nie są gotowe na demokrację. Nie widzę za bardzo sposobu rozwiązania tego problemu. Z jednej strony, im więcej będziemy przyjmowali uchodźców, tym więcej ich będzie. Z drugiej strony to są bardzo biedni ludzie. Jest też bardzo duża obawa o terroryzm. Polska mogłaby przyjąć tylko określoną liczbę uchodźców, bo nie jest bogatym krajem i wydaje mi się, że przede wszystkim musi myśleć o swoich obywatelach. To nie jest tylko kwestia wpuszczenia tych uchodźców, ale oni muszą gdzieś mieszkać, ci ludzie nie mówią po polsku, więc nie ma mowy o integracji w jakimś środowisku, np. wiosce. Moim zdaniem, Polska nie jest ich celem, tak jak nie interesują ich Węgry. Interesują ich bogatsze kraje takie jak Niemcy czy Anglia. W ich przypadku w grę wchodzą zasiłki i dlatego Polska nie może sobie na to pozwolić. Jakimś sposobem na zatrzymanie ich byłoby zrezygnowanie z podróżowania po Europie bez dokumentów. Problem uchodźców jest bardzo trudny. Nie chodzi tu tylko o ich przyjęcie, ale o to, co dalej. Nawet, jeśli osiądą i założą rodziny, to ta przyszłość na miejscu też nie jest taka dobra, choćby z powodu bezrobocia wśród młodych, z którym boryka się teraz wiele krajów.

Od kilku lat ma Pani polskie obywatelstwo. Jeśli zostanie Pani senatorem, zamieszka Pani w Polsce?

Praktycznie już mieszkam w Polsce. Więcej czasu spędzam w kraju niż w USA. Jeżeli zostanę senatorem, w całej pełni poświęcę się służbie publicznej w kraju. Ja czuję się tutaj potrzebna.  Uczestnicząc w wielu spotkaniach i uroczystościach patriotycznych w Polsce zrozumiałam, że choć urodziłam się Londynie po II wojnie światowej, to jestem dla wielu Polaków reprezentantką wartości II Rzeczypospolitej, której całe życie poświęcił mój Ojciec. Ja chcę dopisać ostatni rozdział do Jego dzieła. I dlatego czuję, że moje miejsce jest w Polsce. Koło historii się zamyka. Generał Anders, któremu nie dane było żyć w wolnej Polsce, wbrew swym wrogom i prześladowcom, powrócił do Ojczyzny w osobie swojej córki. Wierzę, że Ojciec jest dumny z mojej decyzji.

Bardzo dziękuję za rozmowę.


Rozmawiała Bogna Janke
Warszawa, 7 września 2015 r.


 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka