Sławomir Cenckiewicz, historyk.
Sławomir Cenckiewicz, historyk.

Sławomir Cenckiewicz: Polskie służby są w stanie katastrofalnym

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 44

Cenię to, że Wroński opisał w swojej książce bezpiekę jako organizację przestępczą – mówi historyk, badacz działalności służb specjalnych i członek komisji likwidacyjnej WSI, prof. Sławomir Cenckiewicz w rozmowie z Salon24.

W najnowszym wydaniu tygodnika "W Sieci" płk Piotr Wroński opisuje kulisy 10 kwietnia 2010 r. pod kątem działalności Agencji Wywiadu, w której pracował do 2013 r. Czy były funkcjonariusz Departamentu I (komunistycznego wywiadu, który rozpracowywał m.in. zagraniczne struktury opozycji) i UOP to wiarygodne źródło informacji?

Sławomir Cenckiewicz: - Trudno powiedzieć. Może być wiarygodne, o ile uda się te informacje potwierdzić dzisiaj lub w przyszłości. Z kapitału wiedzy jaki posiadamy po 10 IV 2010 r. – głównie jest to zasługa zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza i dziennikarzy - relacja płk. Wrońskiego ma spore walory wiarygodności, a więc jego przeszłość nie musi odgrywać w tym wypadku zasadniczej roli. Z tym, że poza opisem sytuacji – powiedzmy w Agencji Wywiadu – jego informacje nie są zbyt nowe, a w zasadzie nie wykraczają poza to co ustalił zespół Macierewicza, który przecież zajmował się także sytuacją w służbach w związku z 10 IV 2010 r. Mam wątpliwości na przykład czy wiedza o Specnazie na miejscu katastrofy pochodzi z AW, czy raczej właśnie z ustaleń zespołu Macierewicza. Takich rzeczy – nakładającej się wiedzy dostępnej i relacji - jest w tym wywiadzie więcej.

Wracając do wiarygodności związanej z przeszłością Wrońskiego. Przypomnę o „naszych” w UOP, którzy legitymują się działalnością w NZS, „Solidarności” i WiP, a jednocześnie zbudowali po 1990 r. służby oparte na konsekwentnej kontynuacji strukturalnej, organizacyjnej, koncepcyjnej i personalnej SB. Pamiętam jak zaprzeczali, że w ramach instrukcji 0015 inwigilowali opozycję, że istniał w UOP Zespół Inspekcyjno-Operacyjny płk. Lesiaka, że przyłożyli się do kradzieży akt „Bolka” czy wreszcie ochrony źródła – Lesława Maleszki, TW ps. „Return”, w obliczu śledztwa dotyczącego zabójstwa Stanisława Pyjasa.

Tak więc a priori nie można powiedzieć, że dana relacja zdeterminowana jest przeszłością relacjodawcy. Co z tego, że Komorowski był w ROPCiO, środowisku „Głosu” Macierewicza, bojkotował okrągły stół i wybory 4 czerwca 1989 r., skoro później okazał się radykalnym obrońcą sowieciarzy z WSI i naraził Polskę na dziurawą osłonę kontrwywiadowczą.

Tu decyduje analiza i naukowe podejście, a nie sentymenty i przeszłość. One mają znaczenie, ale muszą być poddane weryfikacji i zasadom bezpieczeństwa. Tam gdzie pojawi się i pozostanie wątpliwość musi ona zadziałać na niekorzyść relacjodawcy. Niemieccy naziści czy sowieccy bolszewicy odsłonili wiele zbrodni i nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje wartości ich relacji, zwłaszcza że znalazły one swoje potwierdzenie w toku weryfikacji.

Możemy w ogóle o jakimkolwiek funkcjonariuszu systemu komunistycznego powiedzieć, że się "nawrócił"? Płk Wroński do takiego grona należy?

- „Nawrócenie” to kwalifikacja moralno-religijna. Pozostawiam to specjalistom od etyki lub spowiednikom. Praca w SB i to w Wydziale XI Departamentu I MSW musi budzić rezerwę i sceptycyzm, bo była to jednostka szczególna nawet w strukturze bezpieki. Czasem z niesmakiem obserwuję w jak krótkim czasie płk Wroński zawojował prawą stronę – wydał książkę u zasłużonego Jeglińskiego, miał na promocji Cenckiewicza i Woyciechowskiego, potem był występ w IPN, wywiady w „Bliżej”, TV Republice i „W Sieci”. Ale pomijając to, dla mnie najważniejsza w tym wypadku jest perspektywa państwowa i polityczna, a więc analiza treści świadectwa, która – jak już powiedziałem – może być podjęta już teraz, ale znacznie poważniej i głębiej dopiero w przyszłości.

Państwo – zapewniam Pana – posiada całe instrumentarium weryfikacyjne, które przybliża nas do prawdy. Skoro płk Wroński opisuje zupełnie dramatyczną sytuację w Agencji Wywiadu i stosunki tam panujące 10 IV 2010 r. (to jest zresztą dla mnie najciekawsze) i później, to przecież jest to stosunkowo łatwe do sprawdzenia. Wysłuchania oficerów w ramach podległości służbowej, analiza zachowań i podejmowanych decyzji przez szefa służby gen. Macieja Hunię, wariograf, przegląd dokumentacji, instrukcji, rozkazów, analiz, szyfrówek, ksiąg kancelaryjnych, porównanie ich z tym co było kierowane na biurka władz naczelnych RP, zadaniowanie rezydentów na Wschodzie i Zachodzie, decyzje personalne, współpraca w ramach zachodniej wspólnoty wywiadowczej…

To wszystko staję się obowiązkiem dla nowego prezydenta a później i dla nowego premiera (nowej premier?). Bez tego wszystkiego niemożliwa jest weryfikacja relacji podobnych do Wrońskiego, ale co ważniejsze – niemożliwy jest audyt państwa, który jest niejako warunkiem sprawnego rozeznania sytuacji Polski od wewnątrz przez prezydenta i nową ekipę rządową. Można mieć wspaniałe idee polityczne i genialne strategie polityki zagranicznej, ale bez sprawnej analizy i osłony kontrwywiadowczej najważniejszych urzędów w państwie to wszystko zawali się jak domek z kart. Tu nie ma miejsca na naiwność i prymat koleżeństwa nad żelaznymi procedurami, co zresztą w przeszłości doprowadziło wielokrotnie Polskę do katastrofy. Już teraz mylić się nie możemy.

W jakim stanie są polskie służby specjalne? Jeśli wierzyć płk Wrońskiemu - gdy dowiedział się o katastrofie smoleńskiej, jeden z jego przełożonych odesłał go na spacer, bagatelizując narodowy wymiar tragedii jak i potencjalne zagrożenie, które zawsze musi być brane pod uwagę przez służby specjalne przy tego typu wydarzeniach.

- Odmalowany przez płk. Wrońskiego obraz jest katastrofalny. Ale przecież choćby białowywiadowcza analiza polskich służb dokonana przez zespół Macierewicza nie wystawia im dobrej oceny. Nierozpoznanie zagrożeń związanych z podróżą premiera i prezydenta w kwietniu 2010 r., zaniedbania związane z 36 pułkiem i przygotowaniem lotu, utrzymywanie komunistycznego aparatu agenturalnego w MSZ (sprawa Turowskiego), nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa które powinny uniemożliwić wylot prezydenta, ministrów i dowódców poszczególnych rodzajów sił zbrojnych jednym statkiem powietrznym – to są błędy i zaniedbania służb, nad którymi rzecz jasna unosi się wielka polityka i gra ludzi pokroju Tuska czy Arabskiego.

Czasem przyjmuje to formy wręcz karykaturalne, żeby odwołać się do dość plastycznego przykładu: wywiadowcy kilkakrotnie mierzyli smoleńską brzozę i podawali jej różne parametry. Rolą AW, ABW, SWW i SKW po 10 IV 2010 r. musi zostać objęta szczegółową w tym względzie weryfikacją. Wszystkim polecam w tym kontekście świetną książkę prezydenta Busha „Kluczowe decyzje”, która pokazuje stan imperium amerykańskiego przed atakami 11 września i wnioski wyciągane z zaniedbań już w dniu zamachów terrorystycznych. Tak należy się zachowywać, a nie ogłaszać reset w relacjach Rosją, palić świeczki na sowieckich grobach, ogłaszać publicznie winę pilotów i państwa polskiego, a potem w dodatku zapakować rząd i prezydenta do jednego busa i pojechać z rana do Łodzi a później konwencję PO nie licząc się z jakimikolwiek zasadami bezpieczeństwa.

Dlaczego, Pana zdaniem, Wroński opisuje kulisy katastrofy smoleńskiej w pracy wywiadowczej po pięciu latach od tragedii i po dwóch od odejścia na emeryturę?

- Był do niedawna w służbie czynnej, i jak mówi coś w nim pękło. Być może, choć ja zachowuje dystans, który zalecałbym i innym. Smoleńsk jest też pewną etykietą wiarygodności w środowiskach patriotycznych. Nie chce więc być adwokatem jego przemiany, bo nie skory jestem do sentymentalnych opowieści o przemianie funkcjonariuszy SB. Oceniam ich postawy na podstawie dostępnej dokumentacji osobowej, a ta jest w przypadku Wrońskiego niedostępna (zbiór „Z” w IPN), i tego co mówią i piszą.

Cenię to, że Wroński opisał w swojej książce bezpiekę jako organizację przestępczą, która na polecenie czynników partyjno-państwowych zabiła ks. Popiełuszkę, a dodatku miała permanentny „plaster” w postaci „towarzyszy radzieckich”. Opisał wiernie metody operacyjne, stosunki panujące w resorcie, wiedzę korytarzową…innymi słowy - system przemocy PRL, który nie rozpłynął się po 1989 r.

To jest pewne novum w tego typu relacjach i pamiętnikach byłych SB-eków i to należy docenić, zwłaszcza w obliczu grafomańskich, ale też z wyraźnym – zupełnie innym jak u Wrońskiego – kluczem, powieści Makowskich i Sewerskich, którzy odgrywają rolę ostatnich mohikaninów PRL, SB i WSI  opisujących głupotę Amerykanów i prawie zawsze profesjonalizm Sowietów i Rosjan. Ale moje podejście w tym wypadku jest poznawcze i naukowe, a nie polityczne.

Czy teza byłego pracownika wywiadu o możliwym zamachu na samolot z prezydentem na pokładzie powinna być sprawdzona przez prokuraturę nie tylko pod kątem przyczyn katastrofy, ale i pracy polskich służb specjalnych?

- Panie Redaktorze, sam jestem sceptykiem wobec różnych teorii i hipotez, ale każda z nich musi być brana pod uwagę przez śledczych. Kłopot w tym, że ja w śledczych, zwłaszcza w zielonych mundurkach za grosz nie wierzę. PiS głosił kiedyś, że zlikwiduje ten sowiecki twór (powstały w 1943 r. nad Oką) w postaci prokuratury wojskowej, ale po 2005 r. nic nie zrobił i to się zemściło po 10 kwietnia 2010 r.

To wszystko jest nieprawdopodobnie wielkim wezwaniem dla nowej ekipy, która – mam nadzieję – zdaje sobie z tego sprawę. Musi jednak dopasować ludzi do wyzwań na miarę XXI wieku, a nie wyzwania do ludzi, bo inaczej Polska przegrać może już na zawsze.

Trzeba wyciągać wnioski z przeszłości tak, by już więcej w orbicie władzy nie pojawiali ludzie, co do których istnieje spory zasób wiedzy negatywnej, a który mimo wszystko ustępuje i staje się nieistotny ze względu na koleżeństwo czy przyjaźń z prezydentem, premierem, ministrem czy dyrektorem. Chcę i muszę być w tej kwestii optymistą.

[Rozmawiał Grzegorz Wszołek]

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka